Budzimy się w Lijiangu – tym razem świeci słońce, czy nie mogło być tak ładnie wczoraj, gdy jechałyśmy kolejką. Na śniadaniu spotykamy miłą parę ze Szwajcarii. Oni też wczoraj w deszczu zwiedzali Dali. Poczęstowali nas super słodkim ananasem. Po śniadaniu opuszczamy hotel i przed wyjazdem do Dali zaglądamy do Parku Stawu Czarnego Smoka, który jest blisko naszego hotelu. Wchodzimy do parku, słychać muzykę – na wolnych placach ćwiczą Chińczycy, przeważnie starsi ludzie. W stawie w pogodne bezchmurne dni odbija się Śnieżna Góra Nefrytowego Smoka – dla nas znowu zakryta chmurami.  Chińczycy karmią żyjące w stawie ryby.

Idziemy alejkami, mijając kolejnych tańczących, ćwiczących tai chi. Dochodzimy do skweru, gdzie licznie gromadzą się mężczyźni przychodzący z klatkami z ptakami. Wieszają swoje ptaki na pobliskich drzewach – roznosi się świergot ptaków. Według naszej Przewodniczki to leniwi mężczyźni z plemienia Naxi, którzy zajmują się graniem w szachy, muzyką  i spotkaniami. W plemieniu Naxi pracowite są kobiety. Nawet istnieje taka anegdota, że turysta, widząc kobietę z plemienia Naxi niosącą duży kosz na plecach, z którego zaczęło się dymić, zaniepokoił się i zawołał, że coś jej się w koszu zapaliło. Kobieta ze spokojem odpowiedziała, że to mąż, którego niesie w koszu, pewnie zapalił papierosa. Mówi się również, że mężczyzna z plemienia Naxi, wybierając sobie żonę, szuka takiej o najciemniejszej skórze, co świadczy o tym, że dużo pracuje na powietrzu, a więc jest bardzo pracowita i będzie dobrą żoną. Wychodząc z parku, zaglądamy do Muzeum plemienia Naxi – możemy zobaczyć alfabet piktograficzny i jego porównanie z hieroglifami egipskimi i pismem Majów – dużo podobieństw.

Oglądamy też liczące 1400 lat księgi Naxi, przeczytałyśmy informacje, że wiele tych skarbów znajduje się poza granicami Chin – w Europie i USA. Zobaczyłyśmy stare rytualne ubrania szamanów, wyposażenie typowej chaty ludu Naxi, stroje i przeczytałyśmy o obyczajach. Czas na pożegnanie z naszą miłą Przewodniczką, pani kierowca zawozi nas do Dali. Opuszczamy piękny Lijiang i nagle naszym oczom ukazuje się wśród chmur Śnieżna Góra Nefrytowego Smoka z dużym płatem śniegu pod szczytem. A jednak szczęście nam dopisało. Po drodze górzysty krajobraz, przejeżdżamy przez liczne tunele – niektóre całkiem długie. O 12.30 jesteśmy w Dali – hotel imponujący, ogromny hol w wizerunkiem bogini na wysokość 6 pięter, mieszkamy na 5 piętrze. Korzystamy ze ślicznej słonecznej pogody i już o 13.00 z naszym nowym przewodnikiem Bellem wyruszamy autem do kolejki linowej zbudowanej we współpracy z Austriakami. Miasto Dali dzieli się na stare Dali i nowe Dali – łącznie  liczy 3,7 mln mieszkańców.

Podobno blisko stąd do Birmy, więc wszystkie tropikalne owoce, które widzimy na straganach, stamtąd pochodzą. Nasz przewodnik ma rodzinę w Birmie, więc może tam wyjeżdżać bez problemu i przebywać każdorazowo do 7 dni. Do kolejki umiarkowana kolejka turystów, wagonik zabiera 6 osób – wyjeżdżamy z wysokości 2260 m npm. Kolejka jedzie początkowo w górę, a później zjeżdża, wysadzając pasażerów niedaleko wodospadu. Wznosimy się 400 m wyżej. Teraz gęsiego w tłumie turystów ruszamy na punkt widokowy – kamienne stopnie bez zabezpieczeń. Idziemy w górę, widok ciekawy, ale bez przesady. Wody w wodospadzie wyjątkowo dużo – wczoraj ulewnie padało.

Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Jeszcze spojrzenie w dół na wielkie jezioro w kształcie ucha, które jest długości 48 km, a w najwęższym miejscu ma 7.5 km i ustawiamy się do kolejki na dół. Robi się coraz cieplej. Kolejka jedzie nad lasem sosnowym – na czubkach drzew widzimy ogromne szyszki, które sprzedawane są na straganach. Teraz jedziemy do starego miasta Dali. Zostało ono zniszczone przez trzęsienie ziemi w 1996 roku o sile 5 stopni. Teraz jest już pięknie odbudowane. Teren Dali jest terenem aktywnym sejsmicznie w tym roku było już 20 mniejszych trzęsień ziemi, ostatnie o sile 4 stopni w styczniu.

Mamy się nie obawiać, bo nowe budynki są tak skonstruowane, żeby przetrzymać silniejsze wstrząsy. Wchodzimy na mury miejskie – jest ich tylko fragment odrestaurowany z Bramą Północną, od której  ciągnie się 1,5 km deptak do Bramy Południowej. Pośrodku stoi Wieża Bębnów. Teraz spojrzenie na mapę i już na własną ręką zwiedzamy stare miasto. W banku wymieniamy dolary – pani po dokładnym obejrzeniu banknotów długo szuka czegoś w komórce i w końcu pokazuje mi naszą flagę i godło Polski, bo nie wiedziała, skąd jestem. Bank zamykają o 17.00 – jesteśmy ostatnimi klientami.

Teraz czas na pocztę – kupujemy znaczki pocztowe po 4,5 yuana (= 2,7 zł) i wybieramy kartki, większość nieciekawa. Spacerujemy dalej do Bramy Południowej. Na bocznej uliczce zasiadamy w restauracji na obiedzie. Ze wszystkich knajpek dobiega muzyka – robi się istna kakofonia. Środkiem ulicy płynie strumień – na mostkach turyści robią sobie zdjęcia. Obiad smaczny: wołowina z makaronem, wieprzowina z ryżem i sok ananasowo-gruszkowy. Wracamy do hotelu. Wchodzimy jeszcze na Wieżę Bębnów – podziwiamy z góry oświetlone wieczorem stare miasto.

Po drodze zatrzymujemy się przed placem, na którym tańczą licznie zgromadzone kobiety w pierwszych rzędach ubrane w ludowe stroje, a za nimi już normalni Chińczycy. Taniec nie jest łatwy, widać, że tańczą na tym placu nie pierwszy raz, bo całkiem sprawnie i synchronicznie im to wychodzi. Niektóre panie są w bardzo sędziwym wieku – opuszczają wszystkie obracane figury. Miasto tętni życiem – my umęczone trudami całego dnia wracamy do hotelu.

 

10.07.2017 Lijiang - Dali 0 out of 5 based on 0 ratings.