Wstajemy wcześnie – nasz Jack jak zwykle przed czasem. Zabieramy walizki, opuszczamy pokój – pani z recepcji dzwoni, żeby sprawdzić, czy wszystko w pokoju jest ok – oddaje nam depozyt 500 yuanów. Wyruszmy do Świątyni Nieba. Przejazdy zabierają zawsze dużo czasu, ale klimatyzacja w aucie działa bez zarzutu i możemy wyżej położyć nogi, więc jest ok. Podjeżdżamy do parku przed świątynią. Na rozległym terenie wśród drzew cyprysowych ćwiczą Chińczycy – przeważnie starsi ludzie. Rząd chiński pozwala wejść emerytom (kobiety 55 lat, mężczyźni 60 lat) powyżej 65 roku życia na teren parku bezpłatnie.

Przewodnik chwali się, że dzięki takim ćwiczeniom ludzie w Pekinie żyją dłużej niż gdziekolwiek na świecie. Ćwiczących jest bardzo dużo – nie dołączamy do nich. Przechodzimy przez bramę i jesteśmy na terenie świątyni. Dachówki są niebieskie – znak połączenia z niebem – z bogami. Na placu wysoki maszt służył w czasach dynastii Ming do wieszania latarni oświetlających ołtarz. Na placu kamienne otwory służyły do zbudowania namiotu dla cesarza – tam zmieniał szaty z królewskich na niebieskie, żeby móc obcować z bogiem. Następnie składał ofiary ze świni, byka i sarny, które były palone w specjalnym piecu. Później cesarz wstępował na kamienny ołtarz składający się z 3 poziomów, na każdy prowadziło 9 stopni, symbolizowały one pory roku, godziny dnia i nocy i szczegółowe przechodzenie pór roku.

Na środku jest marmurowy punkt, gdzie najłatwiej było skontaktować się z bogiem – każde klaśnięcie czy wymówione słowo sprawiało wrażenie głośniejszego. Idąc dalej, mijamy małą świątynię, pięknie udekorowaną, a na dziedzińcu, jak wymówisz słowo do ściany, jest słyszalne po drugiej stronie dziedzińca.  Do świątyni idziemy po kamiennej ścieżce, stajemy po kolei na trzy echo kamienie – na pierwszym klaśnięcie wraca 1x, na drugim 2x, na trzecim 3x. Dalej mijamy kolejną bramę, most i dochodzimy do właściwej świątyni.

Zbudowana jest tylko z drewna, pięknie wymalowana. Przez park opuszczamy teren świątyni, jedziemy do muzeum. Ciekawy, nowy budynek, a wewnątrz 5 pięter, na których zgromadzono od posągów i posążków Buddy, porcelanowe wazy i inne zabytki z porcelany z czasów przed Chrystusem, rzeczy z dawnego Pekinu opowiadające historię miasta i przedstawiają codzienne życie mieszkańców w różnych epokach. Z muzeum jedziemy prosto na stację kolejową – wysiadamy przed głównym wejściem na dworzec kolejowy i przeżywamy szok, widząc tłum ludzi przepychających się do wejść –wygląda tragicznie, ale w miarę szybko pokazujemy nasz paszport i bilet, i przechodzimy dalej.  Teraz przejazd przez bramki i cóż w walizce Irenki podobno jest nóż – udajemy wielkie zdziwienie i nie możemy się dogadać – panie odpuszczają i przechodzimy dalej bez otwierania walizek.

Przechodzimy do poczekalni szczelnie wypełnionej ludźmi – idziemy dalej i w końcu znajdujemy miejsce siedzące – prawie 2 godziny do odjazdu. Na pół godziny przed odjazdem ustawiamy się w kolejce z biletem w ręce – szybko przechodzimy na peron i z łatwością odnajdujemy nasz wagon i miejsca w otwartym przedziale 6 osobowym. Nasze walizki nigdzie się nie mieszczą – zostają miedzy leżankami – dobrze, że mamy dolne miejsca. Krótko oglądamy widoki za oknem i szybko usypia na miarowy szum pociągu – jest wygodnie. O 22, po 7 godzinach, jazdy jesteśmy w Datongu – odbiera nas sympatyczny przewodnik świetnie mówiący po angielsku, jedziemy do hotelu. Dzisiaj zadawalamy się naszymi zupkami Knora.

 

 

Pekin 29.06.2017 0 out of 5 based on 0 ratings.